Operacja Mamy

To było kilkanaście lat temu. Byłam wtedy młodą siostrą, tuż po ślubach wieczystych.
U mojej mamy, niespodziewanie wykryto zmiany nowotworowe. Czekała ją operacja.
Zarówno ja, jak i moja cała rodzina, byliśmy tym zaskoczeni. Zaskoczyła też nas szybkość działania lekarzy. Operacja mamy, miała być kilka dni po postawionej diagnozie.

Byłam wtedy w domu zakonnym, który był oddalony ponad 500 km od mojego domu rodzinnego. Poszłam więc do przełożonej prosić, żebym mogła pojechać do rodziny i być z mamą w czasie operacji.
Wcześniej, załatwiłam sobie zastępstwo w pracy, którą wtedy wykonywałam, obiecując moje zmienniczce, że wszystko jej odrobię jak wrócę.

Jednak przełożona nie zgodziła się na mój wyjazd. Pamiętam, że byłam tym zszokowana, że nawet nie zapytała się o mamę, nie podała żadnych przyczyn, powiedziała tylko tyle: “Nie zgadzam się”.

Wyszłam wtedy od niej i poszłam prosto do kaplicy.
Długo się modliłam.
Byłam świeżo po ślubach wieczystych, ale dzięki temu, że je złożyłam, już się nie bałam, że zostanę wyrzucona ze zgromadzenia. Wróciłam do siebie już bardzo późno. Spakowałam się. Rano po śniadaniu poszłam do przełożonej i powiedziałam, że bez względu na to, co ona powie, jadę do mojej mamy. Pożyczyłam pieniądze na bilet i pojechałam.

Cały czas bałam się, co się wydarzy i jakie będą tego konsekwencje.
Ale bardziej bałam się, że mama tej operacji nie przeżyje a ja nie zdążę się z nią pożegnać.
Na szczęście, chociaż operacja była trudna, mama się wybudziła. Mimo nowotworu walczyła jeszcze 8 lat i jeszcze 8 lat żyła, ale nikt nie wiedział w dniu operacji, że to się uda.

Kiedy mama doszła do siebie, chociaż była jeszcze w szpitalu, ja wróciłam do klasztoru. Chciałam z nią zostać dłużej, ale bałam się czy będę wtedy miała gdzie wracać.
Co mnie bardzo zdziwiło, przełożona nie skomentowała tego ani jednym słowem. Tylko siostry pytały co się stało i czemu nie było mnie kilka dni.

Wciąż jestem w zakonie. Trochę się boję, że ktoś to przeczyta i domyśli się, że chodzi o mnie ale trudno.
Uważam, że bycie z naszą rodziną w tak trudnych sytuacjach, jak np. choroba, powinno być normalne. Widzę, że w wielu miejscach to się zmienia, ale u nas wciąż zależy od przełożonej i jej dobrego humoru. Tak nie powinno być.
Dlatego zdecydowałam się to napisać.

s. Renata – 27 lat we wspólnocie zakonnej