Krytyka

Byłam wtedy w nowicjacie. Miałam 19 lat. Takich wydarzeń było później więcej, ale to jedno pamiętam najbardziej. Chyba dlatego, że było pierwsze. Szykowałyśmy pokoje gościnne na przyjazd grupy gości. Ja ubierałam pościel i przygotowywałam łóżka. Dużo pracy ale wtedy ta praca była jakąś radością. Wieczorem po kolacji zawołała mnie przełożona. Mnie i jeszcze jedną z sióstr. Zabrała nas do tych pokoi gościnnych. Tam w fotelu siedziała już mistrzyni nowicjatu. Przełożona zaczęła rozrzucać pościel z łóżka, krzycząc coś w stylu: “Co to ma być”, “Kto robi takie niechlujstwo” itp. Krzyczała na nas, że jesteśmy z patologicznych rodzin, skoro nas własna matka nie nauczyła ścielić porządnie łóżka. Pamiętam swoją bezradność wtedy. Nie wiedziałam o co konkretnie jej chodzi, co mogłabym poprawić. Próbowałam pytać ale wtedy ona zbliżyła się do mnie i prosto w twarz, zaciskając zęby, tak jakby wysyczała, że nowicjuszka nie odzywa się niepytana. Nawet teraz jak sobie to przypomnę, to mam dreszcze.

Czułam się zaatakowana przez nią, ale też trudna była dla mnie postawa mistrzyni, która siedziała z boku i się z tego śmiała. Później takich sytuacji, kiedy coś robiłam i ktoś krzyczał, że to źle zrobione, ale nie mówił mi co jest źle, było wiele. Po jakimś czasie się przyzwyczaiłam. Nawet jak robiłam coś co lubiłam i co sprawiało mi przyjemność, to bałam się jak siostry już to widziały i mogły ocenić, bo tylko czekałam na krytykę…

Odeszłam z zakonu 8 lat temu. Przez pierwsze kilka lat pracowałam sprzątając biura w wielkich biurowcach. Chciałam zarobić i nauczyć się angielskiego, bo bardzo zależało mi na znalezieniu dobrej pracy. Wtedy pierwszy raz zaskoczyło mnie to, że ludzie mnie nie krytykują. Raczej chwalili moją pracę, a jeśli coś się nie udało mówili o tym, tak zwyczajnie.

Teraz pracuję w dużej korporacji. Idzie mi coraz lepiej. Udało mi się też iść na terapię. To dzięki niej zobaczyłam, że czekam na krytykę w pracy, nie dlatego, że robię coś źle, ale dlatego, że utrwalił mi się tamten schemat. Nawet jak wiem, że robię coś dobrze, zgodnie z instrukcją, to cały czas mam wrażenie, że ktoś za chwilę mnie skrytykuje. Czasami, kiedy wracam z pracy i dzwoni do mnie telefon, boję się, że to z pracy i ktoś będzie krzyczał, że o czymś zapomniałam. Zdarzyło mi się już pomylić się w pracy, ale tu nikt nie krzyczy. Jeśli zrobię błąd muszę go poprawić albo zgłosić. Jest jakoś tak normalnie.

Chciałam to napisać, bo to, że odeszłam to jedno, ale to z czym się mierzę kilka lat po odejściu…. Może warto, żeby świat w końcu o tym usłyszał… Mam nadzieję, że (konkretne) siostry się nie domyślą, że piszę właśnie o nich. Boje się, że gdyby się domyśliły, to by się śmiały. Chociaż, jak mówi p. Iza, to przecież nie ma już dla mnie żadnego znaczenia. Jestem już wolna.

s. Bożena