Czas pustyni
Jako nowicjuszka spędzałam miesiąc wakacyjny, nazywany we wspólnocie „czasem pustyni” w naszym klasztorze w Holandii. Był to czas samotności, modlitwy, lektury oraz sportu. Pewnego dnia postanowiłam wybrać się do pobliskiego parku na rolki. W Holandii to nic zaskakującego, tam wszyscy uprawiają jakiś sport. Nie dziwi więc nowicjuszka w zabudowanym habicie na rolkach.
Gdy zmieniałam buty na rolki, podjechał do mnie na elektrycznym wózku inwalidzkim Hindus i poprosił o wspólną modlitwę. Gdy zaczęliśmy się modlić, on wstał z wózka i rzucił się na mnie. Park jak nigdy był pusty. Sparaliżowało mnie z szoku. On mocno mnie trzymał i próbował całować i dotykać. Trzymał moją rękę i kierował na swoje krocze. To wszystko trwało pewnie sekundy, ale wydawało się wiecznością. W końcu poczułam w sobie siłę i z całej siły odepchnęłam go. Sięgnęłam po niezałożoną drugą rolkę i zaczęłam go nią okładać. Wystraszył się i odjechał. Roztrzęsiona wróciłam do klasztoru.
Pierwsza napotkana siostra była mi bliska. Zobaczyła, że jestem blada jak trup, i zapytała, co się stało. Zaprowadziła mnie do przełożonej. Ta opieprzyła mnie, że jak mogłam powiedzieć drugiej siostrze, co się stało, obciążając ją moim przeżyciem. Kazała mi opisywać dokładnie, gdzie dotknął mnie Hindus, i na koniec powiedziała mi, że jeśli czułam przyjemność, to nic, nie złamałam ślubu czystości. Potem zadzwoniła do mojej mistrzyni nowicjatu, a ta po prostu krzyczała na mnie, że to moja wina, bo przyciągam do siebie ludzi, i że zabrania mi na spacerach patrzeć i pozdrawiać ludzi. W Holandii to normalne, że ludzie, nawet nieznajomi, się pozdrawiają.
Pamiętaj – jeśli ktoś dotknął Cię wbrew Twojej woli, nigdy nie jest to Twoja wina, nigdy nie jesteś zbyt miła, prowokująca. O takich wydarzeniach trzeba mówić.
s. Anna – 8 lat we wspólnocie zakonnej