Odszkodowanie dla zakonnicy za wydalenie ze zgromadzenia

We Francji doszło do bezprecedensowej sytuacji: państwowy sąd wydał wyrok skazujący za nieprzestrzeganie prawa kanonicznego. Bezprawnie wydalona ze zgromadzenia zakonnica ma otrzymać 200 000 euro odszkodowania i pensję w wysokości 2 229 euro przez półtora roku. Dlaczego powinno nas to interesować i jaki ma to związek z polskimi zakonnicami? 

[Tekst napisany przez wolontariuszkę Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym; zawiera również subiektywne uwagi]. 

Chodzi o matkę Marie Ferréol (cywilne imię: Sabine Baudin de la Valette) ze stosunkowo młodego (założonego w roku 1943) zgromadzenia sióstr Dominikanek Ducha Świętego w Pontcallec. Duchowość zgromadzenia jest maryjna, tradycjonalistyczna (siostry śpiewają chorał gregoriański i uczestniczą w mszy w rycie rzymskim, a szczególną czcią otaczają św. Katarzynę ze Sieny). Zgromadzenie prowadzi działalność szkolną – siostry pracują w różnych placówkach edukacyjnych. Jako że wobec wychowanków reprezentują Kościół-matkę, wszystkie zakonnice tytułują się “matkami”. 

Katolicka Agencja Informacyjna: 

Francuski sąd w Lorient, w Bretanii, orzekł w środę wysoką karę grzywny – 200 000 euro wobec byłego prefekta Dykasterii ds. Biskupów kard. Marca Ouelleta, siostry Dominikanki Ducha Świętego w Pontcallec oraz dwojga wizytatorów apostolskich, ks. Jeana-Charlesa Naulta i siostry Maylis Desjobert za bezprawne  – w świetle prawa cywilnego – wydalenie Sabine Baudin de la Valette, której imię zakonne brzmiało Matka Marie Ferréol. 

Obecnie 57-letnia Baudin de la Valette, mieszkała w klasztorze od 1987 r. bez żadnych znaczących incydentów, a następnie w 2011 r. potępiła „poważne nadużycia i fakty” mające miejsce we wspólnocie. Jej prawnik powiedział, że sytuacja eskalowała. Po 34 latach życia zakonnego Baudin de la Valette została wydalona ze swojej wspólnoty w październiku 2020 r. po wizytacji apostolskiej przeprowadzonej pod kierunkiem kard. Ouelleta. Nigdy nie podano do wiadomości publicznej, o co dokładnie oskarżył ją Watykan, a odwołanie do papieża Franciszka na jej zwolnienie nie odniosło skutku. 

Francuski sąd stwierdził obecnie, że dekret o zwolnieniu podpisany przez papieskiego wizytatora nie jest wiążący prawnie w sensie cywilnym. 

Sąd oskarżył wspólnotę zakonną m.in. o niewłaściwe przestrzeganie procedury wydalenia. Nie było wcześniejszego ostrzeżenia, ani nie podano powodu wydalenia ze wspólnoty. Ponadto sąd stwierdził, że wspólnota naruszyła obowiązek staranności, zwalniając Baudin de la Valette, której nie zaoferowano żadnej rekompensaty finansowej, która pozwoliłaby jej „cieszyć się odpowiednimi cywilnymi warunkami życia po 34 latach życia zakonnego i służby na rzecz swojej wspólnoty w duchu sprawiedliwości i miłości, zgodnie z prawem kanonicznym. (źródło)

Tyle polskie media (pozostałe media powtarzają tylko to, co pisze KAI). 

Media francuskie są bardziej dociekliwe, a historia – znacznie ciekawsza niż się wstępnie wydaje. 

Po pierwsze: o co właściwie chodzi? 

Otóż, streszczając: nieprawidłowości u Dominikanek zaczęły się od 2010 roku, kiedy ówczesna matka generalna zaczęła starania o beatyfikację ojca Victor-Alain Berto, założyciela zakonu. Wtedy jednak kilka sióstr zgłosiło zastrzeżenia, mówiąc o „dwuznacznych gestach”, jakich doświadczyły ze strony ojca Berto. 

Ta sama matka generalna zadecydowała o odprawieniu egzorcyzmów nad kilkoma młodymi siostrami, które zgłaszały problemy psychologiczne. Doświadczenie egzorcyzmów okazało się na tyle traumatyzujące, że niektóre nowicjuszki opuściły zgromadzenie. Przesłuchiwany egzorcysta twierdził, że otrzymał od biskupa “domyślną zgodę” na przeprowadzenie rytuału, czemu biskup zaprzeczył.  

Z powodu tych nieprawidłowości odwołano ówczesną matkę generalną, a w latach 2013-2016 pieczę nad zgromadzeniem sprawował dominikanin Benoît-Dominique de La Soujeole, którego zadaniem było również zbadanie zarzutów pod adresem ojca Berto. Ojciec La Soujeole wywiązał się z zadania, uspokoił sytuację i przygotował 1500-stronicowy raport na temat ojca Berto. W raporcie tym podtrzymano opinię o niemoralnych “dwuznacznych gestach” wobec sióstr oraz jednoznacznie zaprzeczono ewentualnym oskarżeniom o pedofilię.  
 
I teraz zaczyna się dziać coś niezrozumiałego: Stolica Apostolska uniewinnia ojca Berto, odwołuje ojca La Soujeole i powołuje nową matkę generalną. Pod zarządami tej przełożonej (2016-2019) dochodzi do molestowania dwóch sióstr przez starszą współsiostrę – sprawa zostaje zatuszowana, brak zgłoszenia do władz, brak wsparcia dla ofiar i brak konsekwencji dla sprawczyni. W efekcie kolejna przełożona zostaje odwołana.  

W czerwcu 2020 roku papież Franciszek powierza kardynałowi Marcowi Ouelletowi, prefektowi Dykasterii ds. Biskupów, odpowiedzialność za wizytę apostolską u Dominikanek w Pontcallec. Skutkiem prac wizytatorów jest eksklaustracja nałożona na trzy siostry: na dwie (w tym przełożoną, która nie zgłosiła molestowania seksualnego sióstr) – kilkumiesięczna, a na matkę Marie Ferréol (Sabine Baudin de la Valette) – aż trzyletnia, z zakazem kontaktowania się ze wspólnotą. Ostatecznie jednak w roku 2021 matka Marie Ferréol otrzymała dekret wydalenia ze zgromadzenia. 

Po drugie: państwowy sąd rozlicza instytucje kościelne z przestrzegania prawa kanonicznego i wewnętrznych konstytucji zgromadzenia 

Sabine Baudin de la Valette w żadnym z okresów wymienionych wyżej nieprawidłowości nie była przełożoną wspólnoty, a jako zwykła siostra – nawet nie otrzymała wcześniejszych upomnień. Dlaczego zatem ona została ukarana najciężej? 

Przez większość pobytu w zakonie (34 lata!) Sabine Baudin de la Valette pracowała jako nauczycielka. Nie było wobec niej większych zastrzeżeń, nie otrzymywała upomnień od przełożonych ani od władz kościelnych. Na żadnym etapie wymierzania kary eksklaustracji, a nawet już po wydaleniu ze zgromadzenia, kiedy z pomocą prawników rozpoczęła walkę o swoje prawa, nie została jej udostępniona ani dokumentacja, ani dowody zebrane przeciwko niej. Opinii publicznej powiedziano jedynie tyle, że nie była to kwestia moralności.  

Wśród przecieków pojawia się wątek jednej ze współsióstr, matki Marie de l’Assomption, teolożki, związanej towarzysko i zawodowo z kardynałem Markiem Ouelletem (odpowiedzialnym za kontrolę) oraz wizytatorami zgromadzenia. Sabine Baudin de la Valette miała się nie zgadzać z jej wizją tomizmu oraz “manipulować ludźmi, robić destrukcyjne i krytyczne komentarze, atakować prawdę, przejawiać ducha kłótni i systematycznie krytykować” przełożone.  

Śmiałe zarzuty, jak na zgromadzenie, w którym nieprawidłowości i poważne nadużycia duchowe i seksualne powtarzają się przynajmniej od roku 2010, prawda? 

O wydaleniu Sabine Baudin de la Valette zadecydował kardynał Marc Ouellet. Była to decyzja wadliwa prawnie, m.in. dlatego, że wydalonej zakonnicy nie udzielono żadnych upomnień, nie postawiono żadnych zarzutów, nie dano prawa do zapoznania się z dokumentami i do obrony, a sam kardynał Marc Ouellet był prefektem Dykasterii ds. Biskupów, a nie – właściwej w tym wypadku – Dykasterii ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, w dodatku w ostatecznych dokumentach brakowało kompletu wymaganych prawem podpisów.  

W poczuciu niesprawiedliwości, wobec rażących naruszeń prawa i bezczynności władz kościelnych, Sabine Baudin de la Valette zwróciła się o pomoc do państwowego sądu i wnioskowała o jednorazowe odszkodowanie w wysokości 804 000 euro (z tytułu wadliwego prawnie wydalenia, a w konsekwencji: pozbawienia środków do życia). 

Wydalona w 2021, wygrała proces w 2023. W międzyczasie kardynał Marc Ouellet zrezygnował z bycia prefektem watykańskiej Dykasterii ds. Biskupów, oficjalnie “z powodu starszego wieku”, a naprawdę – został oskarżony o napaść seksualną w Quebec. 

Po trzecie: państwowy sąd przyznaje wysokie odszkodowanie 

Sabine Baudin de la Valette została usunięta ze zgromadzenia w wieku 56 lat, czyli na sześć lat przed zakończeniem pracy zawodowej (wiek emerytalny we Francji to 62 lata). Wkrótce zatem mogła przejść na zasłużoną emeryturę i otrzymać opiekę, należną jej od zgromadzenia, na rzecz którego przez całe życie pracowała. Zamiast tego znalazła się de facto na ulicy, bez mieszkania, pracy i środków do życia, bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych. W tej sytuacji cywilny sąd bez trudu był w stanie udowodnić, że doszło do nadużycia władzy i naruszenia zasad sprawiedliwości społecznej.  

Sąd przyznał matce Marie Ferréol 182 400 euro odszkodowania za utratę warunków materialnych – uzasadniając, że gdyby pozostała w swojej wspólnocie, miałaby zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę na starość; a dodatkowo 10 000 euro za straty niematerialne (szkody fizyczne i moralne, naruszenie dobrej opinii i prywatności). Co bardzo ważne, sąd podkreślił, że nie jest zadaniem osób trzecich (przyjaciół lub rodziny) zrekompensowanie braku pomocy ze strony zakonu dla wydalonej członkini i nakazał wypłatę 2 229 euro miesięcznie przez 18 miesięcy, z założeniem, że w tym czasie Sabine Baudin de la Valette powinna znaleźć stałą pracę. Kwotę ustalono na podstawie wytycznych Le Conseil national des politiques de lutte contre la pauvreté et l’exclusion sociale (CNLE; Krajowej Rady ds. walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym). 

Państwowy sąd upomniał się zatem o zasadę sprawiedliwości społecznej i zobowiązał zakon do utrzymywania wydalonej zakonnicy w czasie organizacji życia świeckiego, przy czym okres ten oszacował na aż półtora roku!  

Dla kontekstu: najniższe wynagrodzenie we Francji to ok. 1 400 euro netto, a średnie – ok. 2 400 euro netto. Zasądzona kwota (2 229 euro) jest więc bliższa pensji średniej niż minimalnej. Jeśli zaś chodzi o kwotę odszkodowania, to 182 400 euro wystarczy na zakup niewielkiego mieszkania w sporym mieście (lub większego mieszkania na prowincji). Jest to zatem realne zapewnienie środków do życia, adekwatne w sytuacji, kiedy cały dorobek zawodowy byłej już zakonnicy był zyskiem zgromadzenia, a ona sama nie miała możliwości dysponowania swoja wypłatą i np. odłożenia pieniędzy na mieszkanie.

Po czwarte: francuski precedens a polskie realia 

Jak by to wyglądało w polskich realiach? Gdyby polska zakonnica odchodząca ze zgromadzenia miała otrzymać analogiczne wsparcie na początek świeckiego życia, to przy aktualnie najniższym wynagrodzeniu ok. 3 222 zł netto oraz średniej krajowej ok. 5 800 zł netto (to najnowsze dostępne dane w kwietniu 2024 roku) – otrzymałaby ok. 5 340 zł netto miesięcznie przez półtora roku. Plus około 437 000 zł jednorazowej wyprawki na starość, tytułem utraconego zakwaterowania, wyżywienia i opieki (tu również: ta kwota, podobnie jak kwota zasądzona dla francuskiej zakonnicy, pozwoliłaby na zakup mieszkania).

Tymczasem w Polsce brak ustaleń dotyczących kwoty, jaką powinna otrzymać odchodząca lub wydalana siostra. Nieformalne zalecenia mówią o zaledwie dwóch najniższych krajowych, czyli ok. 6 444 zł – jako o całym zobowiązaniu zgromadzenia wobec odchodzącej członkini. Z doświadczenia wiem, że ta kwota często jest niższa. To jest cała pomoc, na jaką mogą liczyć zakonnice odchodzące ze swoich zgromadzeń, niezależnie od tego, czy były w nich np. pięć, czy dwadzieścia pięć lat.  

Do momentu złożenia wniosku o sekularyzację dana osoba jest nazywana siostrą, a chwilę później – jest wystawiana za drzwi bez środków do życia. 

Wstyd, prawda? 

Podkreślam, że siostra odchodzi z zakonu bez niczego: nie ma nawet ubrań czy garnków, nie wspominając o luksusach takich, jak np. samochód albo meble. Co oczywiste, 6 444 zł nie pozwala na wynajęcie mieszkania (kaucja plus pierwszy czynsz) oraz utrzymanie się w okresie szukania pracy. Okres ten może być dłuższy niż w wypadku osoby świeckiej, bo siostra zazwyczaj nie ma wysokich kompetencji społecznych, sieci kontaktów, biegłości w posługiwaniu się social mediami, umiejętności tworzenia CV, znajomości realiów, ścieżek urzędowych, itp. itd. Niezależnie od wieku, zazwyczaj odchodząca siostra nagle znajduje się w sytuacji absolwentki szkoły średniej, szukającej pierwszej pracy. Tylko że jest starsza i ma niskie poczucie wartości, wynikające z doświadczonych w zakonie nadużyć, na co nakłada się brak zrozumienia ze strony społeczeństwa (często staje się ciekawostką dla osób niezwiązanych z Kościołem albo zdrajczynią – według osób związanych z Kościołem). 

Podczas pobytu w zgromadzeniu siostry pracują. Niektóre poza klasztorem (np. jako katechetki), na podstawie umowy o pracę – w takiej sytuacji ich wynagrodzenie wpływa na konto zgromadzenia, a siostra dostaje tylko niewielkie kieszonkowe, nieraz zresztą nawet tych kilkudziesięciu złotych nie dostaje. Jasne, ma zapewniony dach nad głową i wyżywienie (o którego jakości można dyskutować, ale to inny temat), nie może jednak zebrać żadnych oszczędności, które pozwoliłyby jej przetrwać pierwsze miesiące po odejściu. No, ale przynajmniej ma opłacany przez pracodawcę ZUS i może liczyć na pewną emeryturę. 

Niektóre siostry pracują wyłącznie w klasztorze: jako kucharki, sprzątaczki, opiekunki dla starszych sióstr (coraz liczniejszych), ogrodniczki, zakrystianki, itd. Obowiązek płacenia składek ZUS jest po stronie zakonu (pieniądze są z funduszu kościelnego) i zazwyczaj ten obowiązek jest wypełniany, czasem tylko zdarza się inaczej. Z kieszonkowym jest tak samo – czasem jest małe, czasem nie ma w ogóle, czyli oszczędności brak. Jeśli taka siostra zdecyduje się opuścić zakon, nie tylko nie ma prawa do zasiłku dla bezrobotnych, ale też ma wieloletnią lukę w CV. Jej praca nie jest w żaden sposób udokumentowana, a sytuacja na rynku pracy – bardzo trudna. Tym bardziej, że wiele sióstr wstępowało po szkole średniej, więc nie ma specjalistycznego wykształcenia. 

Poczucie sprawiedliwości społecznej podpowiada, że przez lata pobytu w zakonie to zgromadzenie czerpie korzyści z pracy sióstr (bezpośrednie, kiedy pensja siostry wpływa na konto zakonu, lub pośrednie, kiedy siostra świadczy bezpłatną pracę na rzecz wspólnoty). Warunki – zakwaterowanie, wyżywienie, odzież, środki czystości – jakie mają siostry, są zazwyczaj bardzo skromne, nieadekwatne do nakładu pracy. Skoro to zakon ma z pracy sióstr wymierne korzyści, jednocześnie uniemożliwiając siostrom posiadanie jakichkolwiek oszczędności, to chyba uczciwie byłoby zaopatrzyć odchodzące siostry w poduszkę finansową przynajmniej na pierwsze miesiące, prawda? Niby dlaczego koszty te ma ponosić rodzina i przyjaciele odchodzącej siostry? A jeśli siostra nie ma rodziny, a po latach w zakonnej izolacji – również przyjaciół, to ma się zgłosić do ośrodka dla bezdomnych, tak? 

W sytuacji Sabine Baudin de la Valette jest nieco inaczej, nie odeszła ona bowiem dobrowolnie, a została wydalona ze zgromadzenia. Odbyło się to bezprawnie, dlatego poza miesięczną pensją zasądzono wysokie odszkodowanie, które mają wypłacić (w różnych proporcjach): siostry Dominikanki z Pontcallec, kardynał Marc Ouellet oraz wizytatorzy kanoniczni, czyli wszystkie podmioty, których uchybienia stwierdzono.  

Można dyskutować, czy siostra odchodząca powinna otrzymywać taką samą wyprawkę finansową, jak siostra wydalana (do wydaleń bezprawnych nie powinno w ogóle dochodzić, to oczywiste, więc nie mówię o odszkodowaniu).  

Niezbędna jest natomiast dyskusja o braku jakichkolwiek przepisów zobowiązujących zgromadzenie do zapewnienia odchodzącej siostrze środków do życia. Jeśli ze strony władz kościelnych nie ma woli, by rozwiązać ten problem, dobrze by było skłonić je do tego sądownie (jak we Francji) albo presją opinii publicznej. Sióstr zakonnych jest jednak relatywnie niewiele w społeczeństwie, dlatego, niestety, ich problemy są marginalizowane. Nie ma co liczyć na poczucie przyzwoitości czy dobrą wolę przełożonych (praktyka pokazuje, jak jest), więc należy je do tego zobowiązać prawnie, a potem dopilnować przestrzegania tego prawa.