Praktyki pokutne

s. Iwona: Siostry w zgromadzeniu, w którym byłam też się biczują. I noszą też takie łańcuchy jak agresywne psy z kolcami. Od postulatu jest biczowanie a od nowicjatu łańcuch na udzie przez godzinę dziennie, a po ślubach dochodzi też łańcuch na biodra też godzinę dziennie. Niektóre siostry miały bicz zakrwawiony a niektóre nie, to zależy jak kto się mocno uderzy. Łańcuch to inna historia, bo tego nie da się założyć, żeby się nie wbiło w ciało. Można też dostać pozwolenie na dodatkowy czas w łańcuchu.

CPSZ: A czy możesz powiedzieć jak do tego podchodziłaś jak to robiłaś? Jak sobie to tłumaczyłaś? Czy miała jakieś przemyślenia że coś może być nie ok? Czy brałaś to jako część tego życia?

s.Iwona: Odpowiedź jest chyba bardzo złożona, bo wydaje mi się, że to wszystko jest przedstawione w bardzo mądry sposób, jako coś, na co człowiek musi zasłużyć, a nie jako „udręka” czy samookaleczenie. To nie jest tak, że po wstąpieniu do zakonu ktoś przychodzi i mówi: “słuchaj, my robimy to i to, i jeśli chcesz, to zapraszamy, ale jeśli nie chcesz, to ok, do widzenia” i ja mogę podjąć decyzję, bo wiem, na co się decyduję.

Natomiast w tym zakonie jest to robione na zasadzie dostąpienia zaszczytu, takiego jakby kolejnego kroku wtajemniczenia. Kandydatki czy postulantki słyszą odgłosy biczowania, ale go nie widzą – i tu pojawia się zwykła ludzka ciekawość i trochę naiwnej ekscytacji, a zdrowy rozsądek nie ma miejsca, bo chyba najbardziej bałam się odrzucenia (reszta dziewczyn chyba też, ale mogę mówić o sobie, nie o innych). Jeśli starsze siostry tak robią, to znaczy, że to jest ok, a jeśli dopuszczają cię do swoich tajemnic, to jest zaszczyt, takie „wow”.

Wszystko jest robione etapami, bo nie dostaje się tego wszystkiego na raz, tylko krok po kroku. To robimy dla Jezusa, bo on cierpi i pragnie, a my naszym bólem zaspokajamy jego pragnienie za cały zły i wypaczony świat. Pamiętam, jak na początku postulatu przyszła do refektarza prowincjalna i tłumaczyła nam, dlaczego siostry nie używają papieru toaletowego, podpasek i szamponu (mimo iż wszystkie miały długie włosy).

Było to na podobnej zasadzie, jako umartwianie siebie – że siostry chcą być jak najubożsi z ubogich i przez to zaspokajać pragnienie Jezusa. Byłam w kompletnym szoku i niechcący powiedziałam (przepraszam za słowo): „Ja pierdolę, ale jak ja zaspokajam pragnienie Jezusa przez nieużywanie np. podpasek?” Zostałam wtedy wezwana na rozmowę i dostałam coś w rodzaju ostrzeżenia, że chyba nie rozumiem duchowości sióstr i muszę uważać.

Potem ta sama siostra zatrzymała mnie w postulacie na dodatkowe kilka miesięcy, więc już nigdy więcej nie zapytałam o nic, tylko cieszyłam się, że mogę dostąpić zaszczytu bycia jedną z sióstr.

Inny aspekt jest też taki, że już w postulacie jest się bardzo odizolowanym od kontaktów ze światem zewnętrznym (bo to zło), i tak naprawdę nie ma się odniesienia do niczego ani możliwości rozmowy z kimkolwiek spoza zgromadzenia. Dostęp do informacji ze świata jest tylko wybiórczy, więc wszystko zaczyna się wydawać normalne. Jeśli codziennie widzi się tylko to, wypacza się poczucie osądu.

Wydaje mi się, że ja w zakonie zostałam całkowicie pozbawiona możliwości wolnego wyboru.

Wracając więc do Twojego pytania – nie, nie było to dla mnie czymś strasznym ani czymś, co musiałam sobie jakoś tłumaczyć, bo to była część życia.

Myślę, że jeśli człowiek nie ma prawa wyboru, to stopniowo odzwyczaja się od podejmowania decyzji i przyjmuje rzeczy takimi, jakie są, bez zadawania pytań. W tak zamkniętych strukturach pojawia się strach przed wykluczeniem lub wyrzuceniem.

s. Iwona do wspólnoty zakonnej wstępowała w 2003 r. i była w niej 10 lat.