Internet dla sióstr

U mnie w zakonie, długo komputer i internet był luksusem zarezerwowanym dla przełożonych. Ja wstąpiłam już po 2000 r. więc internet nie był wtedy zjawiskiem a czymś normalnym również dla mnie. Okazało się że byłam w błędzie.
Jeszcze kilka lat pisałam listy, które każda przełożona mógł otworzyć i przeczytać.
Nie było telefonów i prywatnych adresów e-mail, wszystko wspólne – czytaj do wszystkiego miała dostęp przełożona. Z racji urzędu ona e-mail posiadała. Kontrola znikła jak pojawiła się możliwość posiadania swojego adresu.

Problemem okazały się FB i IG. Co która zamieszcza na tych kontach, dość skrupulatnie i systematycznie jest sprawdzane. Czy oby to wypada.
Podobno to co ja zamieszczałam nie przystoi zakonnicy. Nie usunęłam niczego, zablokowałam możliwość oglądania a teraz prawie nic nie zamieszczam. Innej tak skutecznie to wybiły z głowy, że musiała usunąć konto.
Też niestosowne zdjęcia widniały.
Nie wiem ja nie mam w zwyczaju, takiego śledzenia innych.

Już nie wierzę w zmianę a na pewno, nie za mojego życia. Chęć kontroli i władzy jest tak wielka (choć dla mnie niezrozumiała). A może to jedyne nad czym mają władzę, bo nad swoim życiem chyba nie, skoro tak pragną życia innych.
Ta chora kontrola powodowała też jedno, każda kombinowała aby uciec przed tą sekciarską wizją życia wspólnotowego i potajemnie zakładała konta pod fikcyjnymi nazwami.
Czasami żyjemy w dwóch światach.
A może nawet nie czasami a ciągle.
Taka Orwellowska wspólnota.

To standard i ja niestety nie znam innego modelu, żeby gdzieś funkcjonował w innych zakonach ale może – nadzieja umiera ponoć ostatnia. Czy moja umarła?
Mam wrażenie że tak ale jak to w zakonach wina na pewno jest moja.

„Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego „.
Podobno Car Piotr I to powiedział ale pasuje.


s. Monika – 18 lat we wspólnocie zakonnej