Molestowanie seksualne w życiu zakonnym. Cz. 3 – co się dzieje po napaści

Siostry zakonne borykają się ze specyficznymi trudnościami po doświadczeniu napaści seksualnej. Wiążą się one ze sferą duchową (której naruszenie niemal zawsze występuje przed atakiem seksualnym), z kościelnym kultem dziewictwa, z rozumieniem ślubu czystości, z koniecznością dalszego życia w pobliżu sprawcy, wreszcie – z milczeniem. Przyczyny milczenia sióstr doznających przemocy seksualnej są bowiem nieco inne, niż przyczyny milczenia kobiet świeckich. I strategie dochodzenia do siebie po molestowaniu – również bywają inne.

To jest trzecia część cyklu o molestowaniu seksualnym w życiu zakonnym. Pierwszą część można przeczytać tutaj, a drugą – tutaj. Ich znajomość jest niezbędna do pełnego zrozumienia części trzeciej.

W tym cyklu (czteroczęściowym) staram się opisać zjawisko przemocy seksualnej w zakonach w taki sposób, by dać siostrom trochę praktycznej wiedzy o tym, jak wyglądają takie sytuacje, co może je zapowiadać, jak można sobie poradzić z tym doświadczeniem, gdzie szukać pomocy. To trochę poradnik. W żadnej części nie ma: drastycznych opisów, osobistych relacji, ujawniania nazwisk, atmosfery skandalu, ataków na Kościół lub zakony.


Zapowiadam treść, ponieważ temat może być trudny dla niektórych czytelniczek. Jeśli czujesz, że lektura może być dla Ciebie przytłaczająca, przerwij czytanie.

[Tekst napisany przez wolontariuszkę Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym; zawiera również subiektywne uwagi].


Jak siostry radzą sobie z doświadczeniem przemocy seksualnej?

Pod wieloma względami podobnie, jak wszystkie inne kobiety, czyli: różnie.

Kiedy to się dzieje – reakcja w trakcie napaści

Nie ma “dobrego” czy “właściwego” zachowania w trakcie przemocy seksualnej. Osoby zachowują się różnie. Z punktu widzenia biologii mamy dwie podstawowe reakcje na zagrożenie: ucieczka lub walka. Kiedy jednak obie są niemożliwe, aktywują się jeszcze dwie: paraliż albo udawanie przyjaznego kontaktu z oprawcą.

Kiedy organizm zamiera, czasami osoba doświadcza też dysocjacji – poczucia rozdzielenia świadomości od doświadczeń. Może to skutkować utratą kontroli nad pamięcią, przeżywaniem, własnym ciałem. Są to procesy niezrozumiałe dla kogoś, kto nie doświadczył traumy. I mogą być niezrozumiałe dla kogoś, kto sam doświadcza napaści seksualnej, ale nie ma narzędzi, by ją nazywać, nie ma dostatecznej wiedzy o seksualności i przemocy. Efektem często jest wyparcie, odmowa przyjęcia do świadomości, niepamięć o tym, co się wydarzyło.

Kiedy osoba udaje sympatię do oprawcy, by zmniejszyć skalę jego brutalności i przetrwać atak, może równocześnie poczuć się współodpowiedzialna za akt seksualny, bo przecież się nie broni, nie wyrywa. Takie poczucie jest zrozumiałe, ale nieadekwatne: ofiara wykazała się sprytem i trzeźwością umysłu w niezwykle stresującej sytuacji, potrafiła się opanować i udawać coś, czego nie czuła – nie jest współsprawczynią. Jest dzielna, bo udało jej się poniekąd oszukać sprawcę, zmniejszyć swoje obrażenia i przetrwać.

Kiedy to już się wydarzyło – reakcja po napaści

Nie ma “dobrej” czy “właściwej” reakcji po doświadczeniu przemocy seksualnej. Osoby czują się i zachowują różnie.

Bywa, że bezpośrednio po napaści uciekają z pomieszczenia, w którym atak się odbył, bywa, że płaczą, bywa, że zapadają w paraliż, ale bywa też tak, że hamują swoje emocje i np. przytulają się, niby normalnie rozmawiają ze sprawcą, proponują mu herbatę i są dla niego miłe. To wszystko jest normalne. Po tak traumatyzującym doświadczeniu organizm wybiera różne strategie przetrwania i nie mamy na to wpływu.

W nieco dłuższej perspektywie czasowej większość ofiar cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD; według różnych badań – chodzi o ok. 80% ofiar). PTSD to reakcja na traumę, skrajnie stresujące wydarzenie, które przekracza zdolności danej osoby do radzenia sobie i adaptacji.

Typowe objawy PTSD u osób doświadczających molestowania to: silne poczucie winy, koszmary senne, utrata zainteresowań, retrospekcje i flashbacki, poczucie wyczerpania, odrętwienie emocjonalne, nadmierna czujność, unikanie miejsc i sytuacji wiążących się z doznaną napaścią, niepamięć o niektórych momentach napaści, rozdrażnienie, myśli samobójcze, lęk, natrętne myśli oraz objawy somatyczne, jak np. nadmierne pocenie się, kołatanie serca, utrata apetytu.

Niektóre osoby mają objawy PTSD już krótko po napaści, ale częściej pojawiają się one dopiero po kilku tygodniach, a nawet miesiącach.

Co się dzieje z osobą cierpiącą na PTSD?

Znowu: bywa różnie. U większości osób objawy stopniowo ustępują – zakładając, że czynnik, który je wywołał, został usunięty. Czyli, jeśli dana siostra wciąż doświadcza molestowania, objawy się utrwalają, a nawet – nasilają i mogą trwać latami, przechodząc w trwałą zmianę osobowości (chodzi o jednostkę oznaczaną jako F62: Trwałe zmiany osobowości niewynikające z uszkodzenia ani z choroby mózgu. Zaburzenia zachowania i osobowości dorosłych, które powstają po przeżyciach związanych z katastrofą czy długotrwałej sytuacji stresowej lub po ciężkiej chorobie psychicznej u osób, które przedtem nie wykazywały zaburzeń osobowości).

Załóżmy jednak, że proces nadużyć się zakończył, a siostra pozostaje bez pomocy terapeutycznej – co wtedy? Około 30% osób wykazujących objawy PTSD dochodzi do siebie bez wsparcia psychologicznego. Łagodne objawy utrzymują się u 40% osób, umiarkowane – u około 20%. U co dziesiątej osoby objawy się nasilają lub przynajmniej – nie ustępują. Szacuje się, że w ciągu roku od ustania czynnika wywołującego PTSD mniej więcej połowa osób powraca do w miarę normalnego funkcjonowania.

PTSD ustępuje szybciej, jeśli osoba cierpiąca na to zaburzenie otrzymuje wsparcie od najbliższych osób. Oczywiście, najlepszą drogą byłaby profesjonalna pomoc terapeuty, ale nie wszystkie osoby mogą i chcą ją otrzymać.

Nie wszystkie osoby doznające napaści seksualnej, mają objawy PTSD. Niektóre wypierają przemoc, inne – dość szybko dochodzą do siebie, zazwyczaj przy wsparciu otoczenia, jeszcze inne – odczuwają głównie gniew i dążą do ukarania sprawcy. Każda reakcja jest dobra, bo każda jest strategią wybraną przez organizm, by przetrwać. Wybór strategii nie świadczy o niczym: ani o “sile”, ani o “słabości”, ani o “współwinie” – po prostu jako ludzie jesteśmy różni i reagujemy różnie.

Specyficzne trudności sióstr

Milczenie

Milczenie wynika z wielu przyczyn, wspomnę tylko o kilku.

Najbardziej przygnębiającym powodem milczenia sióstr jest brak zaufania do przełożonych. Siostry myślą, że przełożona im nie uwierzy, że posądzi je o uwiedzenie (zwłaszcza księdza lub współsiostry), a w najlepszym wypadku – wyrazi współczucie i zaleci modlitwę. I, niestety, bardzo często siostry mają rację. Przełożone je zawodzą.

Innym powodem jest lęk, wynikający z tego, że siostry zazwyczaj są skazane na dalszy kontakt ze sprawcą (i molestowanie się powtarza). Pozostają przecież w tej samej placówce, w tym samym klasztorze, w którym bywa (lub wręcz mieszka) sprawca: ksiądz, współsiostra, formatorka, czasem kościelny albo pracownik świecki. To stała, niemożliwa do uniknięcia obecność, pogłębiająca traumę. Łatwo sobie wyobrazić, że sprawca – niemal zawsze stojący w zakonnej hierarchii wyżej niż ofiara – będzie się mścił albo przynajmniej obwiniał siostrę i stosował gaslighting.

Dalej – siostry nie zawsze potrafią nazwać to, co je spotkało – nie znajdują na to słów. Być może nie chcą ich znaleźć, bo wolą spróbować zapomnieć, wyprzeć te wydarzenia, a być może wynika to z braku edukacji seksualnej i nieporuszania tego tematu w procesie formacji. Do tego trudno im dopuścić do siebie myśl, że ksiądz albo druga zakonnica, i to starsza powołaniem, wyrządzili im taką krzywdę. To niewyobrażalne. Nie ma więc słów, nie ma tematu, nie ma procedur. Siostra, która doświadczyła nadużycia seksualnego, przeżywa skutki traumy, której przyczyny nie jest w stanie zdefiniować.

Dodatkową trudnością w nazywaniu molestowania przez współsiostrę jest brak wiedzy o kontaktach seksualnych między kobietami (wynikający m.in. z tabu, jakim jest temat homoseksualności w Kościele). Bo właściwie na czym one polegają? Gdzie jest granica między czułością przyjacielską a romantyczną? Jaki rodzaj dotyku można nazwać stosunkiem seksualnym? Jak definiować gwałt? To są bardzo subiektywne odczucia, każda siostra (każda kobieta) ma prawo sama ustalić swoją definicję i granice między przytulaniem a obmacywaniem, czy gwałtem. Znalezienie właściwego słowa może być ważnym etapem w procesie dochodzenia do siebie po doświadczeniu nadużycia, dlatego warto zaufać sobie i przyznać sobie prawo do samodzielnego nazwania własnych przeżyć.

Kolejna przyczyna milczenia sióstr to obawa o posądzenie o homoseksualność. Takie podejrzenie wychodzące od przełożonej (jeśli siostra się jej zwierzy) lub od sprawczyni (stojącej wyżej w hierarchii) może się okazać bardziej wiarygodne, niż relacja ofiary o doznanej napaści. Konsekwencje mogą być ogromne.

Wydana przez Stolicę Apostolską w 2005 roku „Instrukcja dotycząca kryteriów rozeznawania powołania w stosunku do osób z tendencjami homoseksualnymi w kontekście przyjmowania ich do seminariów i dopuszczania do święceń” podkreśla wyraźnie: „Kościół, głęboko szanując osoby, których dotyczy ten problem, nie może dopuszczać do seminarium ani do święceń osób, które praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tak zwaną «kulturę gejowską»”.

Instrukcja wprawdzie mówi głównie o księżach, ale wobec braku osobnej instrukcji mówiącej o kobietach, uzasadnione jest założenie, że ich również to dotyczy.

A papież Franciszek dopowiada: “Kościół zaleca, by osób o zakorzenionej tendencji homoseksualnej nie przyjmować do posługi kapłańskiej ani do zgromadzeń zakonnych. Posługa kapłańska i życie konsekrowane nie są dla nich”.

Łatwo sobie wyobrazić, że siostra posądzona o homoseksualność może być zagrożona wydaleniem ze zgromadzenia. Tylko która siostra: sprawczyni czy ofiara? Czyja relacja będzie bardziej wiarygodna: nowicjuszki czy mistrzyni? Juniorystki czy charyzmatycznej profeski wieczystej?…

Zresztą, jeśli siostra doświadczająca molestowania odczuwała jakiś rodzaj przyjemności (emocjonalnej albo seksualnej), to sama może się czuć zagubiona i nie być pewna swojej orientacji – co tym bardziej skłoni ją do milczenia. (Przy czym ewentualne odczuwanie przyjemności w sytuacji molestowania przez kobietę nie jest oznaką orientacji homoseksualnej, a efektem manipulacji psychicznej oraz normalną, fizjologiczną reakcją organizmu na stymulację).

Skłaniające do milczenia poczucie winy może się też pojawić w wypadku molestowania przez księdza, który stosuje gaslighting (“sama chciałaś”, “to ty mnie uwiodłaś”). W tej sytuacji siostra może stracić zaufanie do siebie (co jest typowym skutkiem gaslightingu), obwiniać siebie, nie dowierzać swoim wspomnieniom i interpretacjom zdarzeń. Czuje się winna zachowań seksualnych, więc zamiast zgłosić molestowanie – może np. iść do spowiedzi, modlić się i wręcz zatajać przez otoczeniem swoją relację z księdzem-sprawcą. Zatem milczy.

Specyficzną przyczyną milczenia sióstr bywa też szczera chęć krycia sprawcy – to znaczy: przekonanie, że nagłośnienie przemocy seksualnej byłoby „atakiem” na Kościół (albo na kler, na zakon). Nie chcą się do tego przyczyniać, wolą trwać w swoim cierpieniu. Problem w tym, że nienagłaśnianie takich przypadków nie tylko nie „chroni” Kościoła, ale wręcz go niszczy – psuje od środka. Bezkarny sprawca będzie krzywdził kolejne osoby.

Z kolei wspólną dla zakonnic i kobiet świeckich motywacją niezgłaszania przemocy jest brak wiary w to, że to cokolwiek zmieni. Czasami to przekonanie jest, niestety, słuszne, bo wielu sprawców pozostaje bezkarnych, wiele spraw jest tuszowanych. Świadomość społeczna jednak się zmienia i coraz więcej sprawców molestowania jest skazywanych wyrokami sądowymi. Każda osoba, która ma siłę i odwagę zgłosić swoją krzywdę organom ścigania, a nawet – nagłośnić ją w mediach, przyczynia się do zmiany społecznej, dodaje otuchy innym ofiarom i zwiększa prawdopodobieństwo ukarania sprawcy, dlatego każde ujawnienie przemocy seksualnej jest ważne i pomocne dla wszystkich kobiet.

Kult dziewictwa

Innym kontekstem, który nie ułatwia siostrom zmierzenia się z traumami po wykorzystaniu seksualnym, jest kościelny kult dziewictwa. Uściślając: dziewictwa rozumianego jako posiadanie błony dziewiczej. Oraz kult czystości, rozumianej jako brak aktywności seksualnej. Oba te kulty chrześcijaństwo zaczerpnęło z tradycji starotestamentalnej i utrwaliło w kulturze aż do czasów współczesnych, stały się one jedną z podstaw obsesji hierarchów kościelnych na punkcie kobiecej seksualności.

Tutaj nakładają się trzy kwestie.

Pierwsza to mylne uważanie przemocy seksualnej za aktywność seksualną. Tymczasem przemoc seksualna to przemoc, nie seks. Osoba, która przeżyła gwałt lub molestowanie seksualne, nie uprawiała seksu, nie podjęła aktywności seksualnej, zatem jej “czystość” pozostaje nienaruszona. Posiadanie lub nieposiadanie błony nie ma tu nic do rzeczy.

Druga sprawa to osobiste przeżywanie dziewictwa i czystości. Nadal są zgromadzenia, które przyjmują tylko dziewice; zresztą nawet jeśli wstępująca kobieta ma za sobą jakieś aktywności seksualne, to w czasie pobytu w zakonie już ich nie podejmuje. Całkowite wyrzeczenie się realizowania swojego popędu, a nawet – tłumienie całej sfery seksualnej staje się zatem wartością samą w sobie. Naruszenie tej zamkniętej sfery może być w odczuciu danej siostry zbrukaniem jej. Świeckie kobiety doświadczające molestowania seksualnego często mówią to samo: że czuły się brudne, że długo próbowały z siebie zmyć poczucie zbrukania – a przecież są to osoby, dla których dziewictwo zazwyczaj nie ma aż takiego znaczenia, jak dla sióstr. W przypadku zakonnic może to być zatem dojmujące uczucie, wręcz negujące sens dziewictwa i ślubów czystości, ale też wzbudzające (słuszny) gniew, że naruszono tak istotny dla nich obszar.

Trzecia kwestia to kult świętych, najczęściej nastolatek albo zakonnic, które “zginęły w obronie dziewictwa”. Celowo nie przywołuję ich imion, ale jest ich sporo – to dziewczyny i kobiety, które zostały zamordowane, kiedy broniły się przed gwałtem. “Czystość” jest zatem wartością większą niż życie. W niektórych wypadkach, jeśli nie było bezpośrednich świadków śmierci dziewczyny, zlecano badania dziewictwa (czyli obecności błony dziewiczej). Absurd. Czy gdyby doszło do gwałtu, dziewczyna nie mogłaby być świętą? Czy wówczas jej męczeństwo byłoby mniej “godne”?

W tej logice kobieta, która przeżyła napaść seksualną, nie broniła się dostatecznie. Nie udało jej się sprowokować sprawcy do zabójstwa zamiast gwałtu. Czy kobiety, które jednak wyżej ceniły swoje życie niż błonę dziewiczą, zasługują na potępienie, skoro nie stawiały “czystości” ponad życie? Jaki przekaz płynie od Kościoła do osób, które doświadczyły traumy przemocy seksualnej, które były jej ofiarami, nie sprawcami? I czy jest to przekaz zgodny z duchem Ewangelii?

Gloryfikowanie kobiet, które zdecydowały, że wolą zginąć niż doświadczyć przemocy, to wywoływanie poczucia winy w tych kobietach, które dokonały innego wyboru, przetrwały i żyją. Ośmielają się żyć wbrew opinii biskupów – mężczyzn, którzy z naturalnych przyczyn znają zazwyczaj tylko perspektywę sprawców (bo tylko z punktu widzenia sprawcy gwałt jest równoznaczny z uprawianiem seksu) i nie rozumieją osób, które przeżyły molestowanie.

*

Warto tu przypomnieć o tabu, jakim nadal jest temat gwałtów wojennych na zakonnicach – mowa o II wojnie światowej, czyli o historiach sprzed 80 lat. Film “Niewinne” (2016, reż. Anne Fontaine) wprowadził ten problem do świadomości opinii publicznej, wciąż jednak jest to niewygodny temat. Znamienne, że aktorki w filmie ubrano w habity, jakich nie używa się w żadnym zakonie – aby uczynić historię bardziej uniwersalną i nie sugerować przynależności zakonnej bohaterek. Okazało się jednak, że habity są zbyt podobne do habitów benedyktynek, więc głos zabrały najwyższe władze zakonnic w Polsce, czyli przewodnicząca Konferencji Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych oraz rzeczniczka prasowa Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych, informując, że benedyktynki nie mają z tą historią nic wspólnego. Tak, jakby samo przypuszczenie, że te konkretne zakonnice mogłyby doświadczyć przemocy seksualnej, było dla nich uwłaczające.

Gwałt nie “hańbi” kobiety. Gwałt hańbi tylko i wyłącznie sprawcę. To on ponosi winę: prawną, etyczną, moralną. Nawet, jeśli sprawca pozostaje bezkarny, nie oznacza to, że jest niewinny.

Prawda historyczna jest taka, że na ziemiach polskich wiele kobiet, w tym zakonnic z różnych zgromadzeń, doświadczyło gwałtów wojennych, często zbiorowych, bardzo brutalnych, zakończonych zabójstwem. Prawdopodobnie najbardziej ucierpiały elżbietanki, zgromadzenie, które ma liczne klasztory na terenie Śląska. W roku 2022 papież Franciszek beatyfikował 10 sióstr (spośród ponad 100) elżbietanek, które zostały zabite przez czerwonoarmistów wiosną 1945 roku. Zginęły w różnych okolicznościach, jednak łączy je jedno: zginęły “broniąc czystości”, własnej lub współsióstr, czyli usiłując się ratować przed gwałtem (czyli tak naprawdę nie “broniąc czystości”, a broniąc się przed przemocą seksualną).

Dwie z beatyfikowanych sióstr przed męczeńską śmiercią doświadczyły brutalnego gwałtu zbiorowego: siostra M. Rosaria (Elfrieda) Schilling i siostra M. Edelburgis (Juliana) Kubitzki. Zginęły jako “czyste”, bo przecież nie podjęły aktywności seksualnej, ale doświadczyły okrutnej, nieludzkiej przemocy. Chciałabym zapamiętać imiona tych bohaterskich, silnych kobiet.

Wiele sióstr (i kobiet świeckich) przetrwało wojenne gwałty, nosząc w sobie traumę do końca życia, bez wsparcia psychologicznego, a często – w poczuciu osamotnienia i niezrozumienia nawet przez najbliższych. Milczenie wokół ich doświadczeń nie jest cechą wyłącznie Kościoła Katolickiego, nie mówiły o tym również świeckie media, nie badali tematu historycy i naukowcy, dopiero od kilku lat się to zmienia.

Historia pięciu sióstr

Dzięki sile i otwartości pięciu sióstr z zakonów kontemplacyjnych w Hiszpanii, które zaufały swojej terapeutce – Glòrii Durà-Vilà, opowiedziały jej o swoich doświadczeniach i wyraziły zgodę na (anonimowe) opisanie ich historii, możemy poznać strategie radzenia sobie z traumą seksualną w życiu zakonnym.

Każda z tych sióstr (były w różnych klasztorach) została wykorzystana przez księdza, którego wcześniej znała i któremu ufała – czyli był to typowy, klasyczny scenariusz jednoczesnego nadużycia seksualnego i duchowego, poprzedzonego budowaniem więzi, opisany wyżej. Siostry były na różnych etapach formacji, od nowicjuszki do profeski z dwudziestoletnim stażem.

Glòria Durà-Vilà opisała ich proces radzenia sobie z traumą przemocy seksualnej w ośmiu etapach.

1. szok i rozpacz

Pierwsza reakcja, bezpośrednio po wydarzeniu, określana była jako “odczucie obecności szatana w Kościele”. Siostry mówiły o przytłoczeniu, zaprzeczeniu (“to niemożliwe, że to się stało”, “jak taki dobry ksiądz mógł to zrobić?”, “nie byłam w stanie nawet sobie wyobrazić czegoś takiego”). Wszystkie siostry relacjonowały objawy chorobowe (fizyczne i psychiczne), przy czym żadna nie cierpiała na chorobę psychiczną. Do objawów fizycznych należały np. ciągły płacz, bezsenność, poczucie zmęczenia, brak apetytu. Wśród objawów psychicznych wyróżniały się: poczucie winy, lęku, zagubienia, beznadziei, wstydu, frustracji, bezsilności, zwątpienie w siebie, zaburzenia koncentracji, odczucie bycia schwytaną w pułapkę bez wyjścia. Tym objawom towarzyszyło społeczne i duchowe wycofanie. Można zatem przypuszczać, że siostry przeżywały PTSD.

2. zwątpienie w siebie

Po pewnym czasie przeważającymi odczuciami stają się wstyd, poczucie winy i zwątpienie we własną niewinność. Na tym etapie niektóre siostry zdecydowały się na rozmowy z przełożoną, ale żadna nie otrzymała wsparcia, usłyszały, że “to nie mogło się wydarzyć, to taki dobry ksiądz”.

3. gniew i nieufność

Siostry, które na wcześniejszym etapie powiedziały przełożonym o nadużyciu, zaczęły same przed sobą tłumaczyć swoje przełożone: “ona ma takie dobre serce, że w każdym widzi dobro”, “wiadomo, nie mogła uwierzyć, że on to zrobił, bo to naprawdę dobry ksiądz”.

Siostry, które przed wstąpieniem nie miały doświadczeń seksualnych, odczuwały ogromny gniew z powodu tak traumatycznego przeżycia pierwszych (i być może ostatnich) kontaktów seksualnych. (Siostry interpretowały nadużycia jako doświadczenie seksu, a nie – doświadczenie przemocy). Te odczucia pogłębiał fakt, że musiały otrzymywać sakramenty od tego samego księdza, który je molestował.

Na tym etapie dominująca – obok gniewu – stała się nieufność: do księży, do przełożonych i do samych siebie (związana z poczuciem winy z powodu braku umiejętności postawienia granic).

4. wycofanie i medytacja

“Płakałam i się modliłam” – tak siostry opisywały ten etap. Terapeutka widzała w nich kliniczne objawy depresji i zaburzeń odżywiania, ale nie narzucała diagnozy, dając siostrom przestrzeń do wyrażenia swoich odczuć i towarzyszyła im w szukaniu ulgi, siostry natomiast mówiły o “ciemnej nocy duszy” i porównywały swoje cierpienie do cierpienia Jezusa, również niechcianego (“oddal ode mnie ten kielich”, “dlaczego mnie opuściłeś?”, “czułam się porzucona na mojej Górze Oliwnej”). Pismo Święte, zwłaszcza opisy męki Jezusa oraz teksty św. Jana od Krzyża pomagały siostrom przetrwać ten czas i zintegrować swoje doświadczenie z wiarą w Boga.

W niektórych źródłach (Rocío Figueroa Alvear, David Tombs, tytuły podam w czwartej, ostatniej części cyklu) można przeczytać, że osobom doświadczającym molestowania pomaga uświadomienie sobie, że również Jezus Chrystus był ofiarą przemocy seksualnej. W pierwszej chwili takie stwierdzenie może się wydawać absurdalne, szokujące czy nawet bluźniercze, ale po przywołaniu relacji biblijnych i wiedzy historycznej, jaką mamy o rzymskiej procedurze krzyżowania – trudno się z nim nie zgodzić. Publiczne obnażenie, połączone z drwinami i wyzwiskami, jest upokorzeniem seksualnym – a tego doświadczył Jezus (niewykluczone, że doświadczył również fizycznej napaści na tle seksualnym, źródła historyczne mówią bowiem o torturowaniu i molestowaniu więźniów politycznych przed ukrzyżowaniem).

Dla pierwszych czytelników ewangelii było oczywiste, że ludzi biczowano i krzyżowano nago – jedna z teorii mówi, że początkowo nie tworzono wizerunków Jezusa ukrzyżowanego, aby uniknąć prezentowania jego nagości. Dopiero kiedy wiedza o rzymskich metodach krzyżowania zanikła, zaczęły powstawać krucyfiksy, na których Jezus zawsze miał opaskę na biodrach. Taki właśnie obraz umierającego Jezusa został utrwalony w sztuce, dlatego trudno nam przyjąć, że było inaczej.

Zarówno w judaizmie, jak i w chrześcijaństwie tabu nagości, seksualności i przemocy seksualnej jest tak duże, że temat nagości Jezusa niemal nie jest podejmowany; myśl o istnieniu wymiaru seksualnego w zbawczej męce Jezusa jest zbyt niepokojąca, by się z nią skonfrontować. Terapeuci natomiast, którzy czytają opisy męki pańskiej z wierzącymi osobami doświadczającymi molestowania, relacjonują, że dla niektórych ich podopiecznych seksualny aspekt upokorzenia Jezusa jest oczywisty – i to spostrzeżenie pomaga im poczuć jedność ze Zbawicielem.

Siostry, z którymi pracowała Glòria Durà-Vilà, nie nazywały Jezusa wprost “ofiarą przemocy seksualnej”, ale mówiły, że utożsamiają się z nim w cierpieniu, obnażeniu i biczowaniu (“Czułam, że jestem ofiarą i poczułam, że Jezus w dużej mierze jest taką samą ofiarą. Poczułam jedność z Panem: oboje przez to przechodziliśmy, oboje doświadczyliśmy tych przerażających chwil”).

Wszystkie siostry mówiły o tym, że walczyły o swoją wiarę – o to, by sprawca, który skrzywdził je w sferze seksualnej, nie zniszczył dodatkowo ich powołania i “Bożego planu” na ich życie.

5. decyzja o ujawnieniu nadużycia lub zachowaniu go w tajemnicy

Decyzje sióstr o ujawnieniu przemocy seksualnej były różne.

Niektóre siostry zdecydowały, że nie będą o tym rozmawiać nawet z przełożoną. Bały się, że przełożona im nie uwierzy, że wydali je z nowicjatu z powodu “relacji z księdzem” i odbierze możliwość życia zakonnego (ponieważ “podjęły współżycie” – bo tak, mylnie, interpretowały napaść seksualną).

Inne siostry zadecydowały o nieujawnianiu swoich doświadczeń we wspólnocie, bo skoro nawet przełożona im nie uwierzyła, to lepiej nie mówić współsiostrom (“to była dla mnie bardzo trudna próba, musiałam być silna… czułam się całkowicie osamotniona… bo nawet Matka mi nie uwierzyła!”, “błagałam Matkę, żeby nigdy więcej nie pozwoliła temu mężczyźnie przekroczyć progu klasztoru”).

Były też siostry, które powoli dojrzewały do decyzji o opowiedzeniu swojej historii wspólnocie. Wszystkie odczuwały ogromny stres i lęk przed tymi rozmowami.

6. akceptacja we wspólnocie

Te siostry, które zdecydowały się opowiedzieć o swoim doświadczeniu we wspólnotach, otrzymały wsparcie i zrozumienie, co przyniosło im ulgę i poczucie pokoju. Były to siostry, który wcześniej mówiły o molestowaniu przełożonym, zostały wysłuchane, a przełożone uwierzyły w ich relacje – właśnie te rozmowy dodały im odwagi do zwierzenia się wspólnocie.

Współsiostry mówiły, że dopiero teraz zrozumiały ich wcześniejsze zachowania (np. ciągły płacz, wycofanie).

Siostry, które nie opowiedziały wspólnotom o molestowaniu, przechodziły proces gojenia ran znacznie boleśniej i dłużej.

7. duchowa integracja i przebaczenie

Siostry stopniowo odzyskiwały poczucia sprawczości; przeżywały to w kilku krokach:

  1. Uświadomienie sobie, że sam Jezus cierpiał razem z nimi.
  2. Nadanie sensu doświadczeniu przemocy seksualnej: było ono testem ich powołania i wierności oraz było to cierpienie, które mogły przyjąć dla świata i Kościoła.
  3. Przyjęcie swojego cierpienia jako wynagradzającego i ofiarowanie go Bogu.
  4. Poczucie, że przeszły ten test, udowodniły Bogu swoją wierność.

Przejście tych etapów było równoznaczne z przejściem od pasywnej roli ofiary (postawy “dlaczego ktoś mi to zrobił”) do aktywnej roli silnej kobiety (postawa “JA to przetrwałam, mam siłę wytrwać w powołaniu i wierności Bogu”). Zmiana tego wewnętrznego nastawienia pozwoliła im odzyskać sprawczość i poczucie kontroli nad swoim życiem.

8. wzrost posttraumatyczny

Na tym etapie siostry dokonały wręcz heroicznego przekroczenia siebie: potrafiły wybaczyć swoim oprawcom, a nawet się za nich modlić. Według relacji jednej z nich: “dojrzałam, uświadomiłam sobie, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i bycie księdzem nie czyni nikogo świętym… stałam się realistką. Myślę, że nigdy wcześniej nie byłam tak twardo stąpającą po ziemi osobą. To, co się wydarzyło, sprowadziło mnie na ziemię, zderzyło z ludzką rzeczywistością i seksualnością”.

Siostry poczuły się bardziej zjednoczone z męką Chrystusa – włączyły to cierpienie do swojej narracji o sobie, przyjęły je jako część przeszłości, która uformowała ich obecną tożsamość. Jedna z nich przytoczyła słowa ukrzyżowanego Jezusa: “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Mimo świadomości, że oprawcy nie poniosą kary i pozostaną obojętni na ich krzywdę, siostrom udało się odzyskać duchową równowagę. To jest heroizm wiary.

*

Relacjonuję publikacje Glòrii Durà-Vilà dość szczegółowo, by pokazać, jak możliwy jest proces dochodzenia do siebie po traumie molestowania seksualnego w życiu zakonnym. Podkreślam, że wszystkie siostry otrzymały wsparcie psychiatryczne i terapeutyczne, ale nie bezpośrednio z powodu doświadczenia nadużyć (o nadużyciach powiedziały dopiero po dłuższej znajomości z lekarką, w procesie terapeutycznym). Nie wiemy, jak przebiegałby ich proces odbudowywania siebie, gdyby tej pomocy nie otrzymały.

Znamienne, że droga powrotu do duchowej równowagi była u sióstr tak podobna – było to przecież pięć kobiet, które się nie znały. Można tu zauważyć kilka wyróżniających się podobieństw.

Przede wszystkim: siostry podkreślały swoje poczucie jedności z cierpiącym Chrystusem, również tym obnażonym na krzyżu. Przeczucie, może nienazwane, że Jezus doświadczył nadużycia seksualnego, pomogło im dostrzec sens we własnym cierpieniu.

Pomocne okazały się też pisma św. Jana od Krzyża o “ciemnej nocy duszy” – podsuwające religijną narrację o objawach depresji.

Kluczowe dla sióstr było ujawnienie tajemnicy oraz zrozumienie i wsparcie całej wspólnoty – te siostry, które wsparcia nie otrzymały, przeżywały cały proces jako dużo trudniejszy i znacznie dłuższy. Wszystkie siostry odczuwały silny lęk przed rozmowami z przełożoną i ze wspólnotą.

Ostatecznie wszystkim pięciu siostrom udało się “przejść test” wiary i powołania, co doprowadziło je do duchowego wzrostu i większej samoświadomości. Czy udałoby się to bez wsparcia terapeutycznego? Nie wiem.

Jeśli jesteś powierniczką osoby, która doświadczyła molestowania seksualnego, to przede wszystkim: uwierz jej. Fałszywe oskarżenia o gwałt stanowią ok. 2% wszystkich zgłoszeń, więc masz przynajmniej 98% pewności, że współsiostra mówi prawdę. I na pewno powiedzenie tej prawdy dużo ją kosztowało. Twoje wsparcie może być dla niej bezcenne w procesie dochodzenia do siebie, rekonwalescencji psychicznej i duchowej.

Jakie masz prawa, jako osoba doświadczająca przemocy seksualnej, co warto przeczytać, żeby lepiej zrozumieć mechanizmy molestowania i żeby sobie pomóc w dojściu do siebie po ewentualnej napaści – w czwartej, ostatniej części cyklu, tutaj.


Pozostałe części cyklu: 1 – przygotowanie, czytaj tutaj; 2 – kim są i jak działają sprawcy, czytaj tutaj; 4 – jakie masz prawa, czytaj tutaj.

Kontakt z autorką: annanyczek@gmail.com